Update życiowy

Hej wszystkim! Dawno mnie tu nie było. Przerwałam pisanie bo w tamtym momencie w życiu nie czułam dalszej chęci tworzenia. Teraz czuję przypływ nowej energii i potrzebę dzielenia się kolejnymi rozkminami, więc powracam! Od razu zaznaczam, że ten wpis może być nieco chaotyczny, bo w moim życiu bardzo wiele się zmieniło. Relacja ze samą sobą, relacje międzyludzkie, czy to z rodziną, posuwam się do przodu w terapii i szukam nowych zajawek. Odwiedziły mnie emocje, których dotąd nie doświadczyłam. O tym wszystkim dziś wam opowiem.

Aktualnie leżę w łóżku. Można powiedzieć, że skończyłam kolejny rok szkolny. Choć do zakończenia roku został jeszcze tydzień, to już nie mam nic do roboty. Oceny zostały wystawione, materiał przerobiony. Nie mam już obowiązków szkolnych. Jak mi z tym? Ciężko. Nie myślałam, że koniec roku szkolnego wyzwoli we mnie tyle emocji jednocześnie. Jestem szczęśliwa, że udało mi się dobrnąć do końca roku szkolnego z satysfakcjonującymi mnie wynikami w nauce, i w ogóle, że udało mi się dobrnąć do końca. Jestem naprawdę dumna z siebie i pracy, którą wykonałam. Ostatni czas był dla mnie bardzo pracowity. Koniec roku szkolnego, robienie prawa jazdy, terapia, rozwijanie relacji. Dużo tego. Może dlatego teraz czuję ogromną pustkę i stratę. Nie kwestionuje swoich uczuć, akceptuje je. To normalne, że gdy po tak pracowitym okresie nagle mamy bardzo dużo wolnego czasu i praktycznie “nic do roboty”, to czujemy pustkę. To jest jednak pewna strata. Szkoła zapewniła mi pewną rutynę dnia, poczucie bezpieczeństwa i kontroli. A nagle to wszystko się rozpłynęło i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie mam nic konkretnego do roboty. Próbuję czegoś nowego ale tylko bardziej irytuje się tym, że mi nie wychodzi, że marnuje czas.

Taki absurd. Nagle mam całe wolne dni, o czym marzyłam od dawna, a czuję jeszcze większe przytłoczenie, strach, lęk. Bardzo się boję.

Boję się samotności w wakacje. Szkoła zapewnia codzienne przebywanie wśród ludzi. Chociaż przywitanie się z nimi, czy small talk. Już mi tego brakuje. Choć wiem, że mogę umawiać się na spotkania, pikniki, organizować wyjazdy, to jakoś tak mnie to przytłacza. Ta wizja, że nikt mi nie zapewni kontaktu, tylko wszystko zależy ode mnie. Z jednej strony przytłacza, a z drugiej daje poczucie niezależności i wolności. Takie rozdwojenie emocjonalne. Nie chce się odizolować od ludzi. W tym momencie w życiu czuję, że potrzebuję tych kontaktów bardziej niż kiedykolwiek. Potrzebuję bliskości. Przebywania z moimi comfort osobami, które tak bardzo cenię i kocham.

Boję się przebywania dużej ilości czasu w domu. Te wyobrażenie bardzo mnie przytłacza i dołuje. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że nie lubię przebywać długo w domu. Nie jest to spowodowane brakiem zajęć czy nudą, a raczej atmosferą, która tu panuje. Gdy przebywam na zewnątrz czuję się wolna, niezależna, a przede wszystkim szczęśliwa. Chcę skakać w powietrzu, śpiewam i tańczę. Gdy wracam do domu moje samopoczucie zalicza niezły dół. Po prostu, jest tu głośno, są kłótnie, krzyki, pretensje. Nie ma chwili spokoju, przez co przebywanie tu jest dla mnie bardzo męczące. Nawet gdy siedzę w swoim pokoju nie czuję spokoju. Ciągle ktoś wchodzi bez pukania, przeszkadza, hałasy roznoszą się po całym budynku. Boję się, że po prostu będę miała dość. Zapewne będę o siebie dbała wyjeżdżając z domu. Może się to wydawać trochę egoistyczne- wyjeżdżać z domu, zostawiać tą gęstą atmosferę za sobą, zamiast próbować ją rozładować czy naprawić. Ale ja już wiem, że nie jestem w stanie jej naprawić. To znaczy pewnie mogłabym, gdybym zaniedbała całkowicie siebie, swoje granice, potrzeby i oddawała sprawczość nade mną każdemu dookoła. Natomiast nie mam zamiaru tego robić, ponieważ cenię sobie siebie i dbam o swój dobrostan fizyczny jak i psychiczny. Nie jestem też żadnym ratownikiem, żeby nagle naprawiać cały ten dom. Robię to, co uważam za słuszne.

Kolejną obawą, którą mam w sobie jest duża ilość czasu. Co mam robić? Czym się zająć, aby spożytkować ten czas jak najlepiej? Z jednej strony mam tyle rzeczy na głowie, że nie wiem w co włożyć ręce, a z drugiej niczego nie jestem pewna, co wypali,a co nie, co się uda, a co nie, na co mi starczy pieniędzy, a na co nie. Mam w sobie bardzo dużo pytań a dość mało odpowiedzi.

W wakacje chciałabym zacząć pracować, prawo jazdy trochę kosztuje i zamierzam oddawać kolejne kwoty moim rodzicom, którzy na razie fundują mi ten kurs. Nie jest to jednak proste, nie skończyłam jeszcze 18 lat, nie we wszystkie dni jestem w stanie pracować.Mam jeszcze nadal jazdy autem do wyjeżdżenia, terapię, wizyty u lekarzy. Ciężko jest wszystko ze sobą pogodzić. Nie nastawiam się jednak negatywnie, Może uda mi się coś znaleźć, spróbować swoich sił. Ale dobrze, trochę zeszłam z tematu szkoły. Trochę bardzo. Tak prezentuje się sytuacja “wchodzenia w okres wakacyjny”.

Jak już pisałam, obecnie jestem w trakcie robienia kursu na prawo jazdy. Skąd taka decyzja? Mieszkam spory kawałek od mojego liceum, na co dzień muszę dojeżdżać do niego autobusem, który rzadko kursuje. Poza tym, podoba mi się ta wizja niezależności. Samotny wypad autem do innego miasta, czy wyjazd na spotkanie z przyjaciółką w dowolnym terminie. Zdecydowanie poszerza to zakres samodzielności, nie trzeba prosić rodziców o przysługę. Póki co, jazda autem sprawia mi dużą frajdę, choć zdarzają się takie dni, w które po prostu nie ogarniam. Mylą mi się biegi, znaki, nie orientuję się. Każdy miewa gorsze dni, więc to nie jest nic “niezwykłego”. Liczy się cały proces, a on na razie idzie mi całkiem nieźle, z czego jestem bardzo dumna. Bawię się dobrze. Nie od razu Rzym zbudowano, right?

Teraz kilka słów o relacjach. Moja aktualna sytuacja z relacjami wygląda tak, że jestem w nie naprawdę zaangażowana. Proponuje spotkania, jestem otwarta na ludzi. Tworzę głębsze znajomości. Mój wniosek to: życie może diametralnie zmienić się w zaledwie tydzień, gdy otworzymy się na nowe możliwości i perspektywy. Gdy skorzystamy z okazji.

Ponad miesiąc temu zakończyłam relacje z moimi ówczesnymi przyjaciółkami. Poczułam się zraniona, moje uczucia zostały wyrzucone do śmieci. Teraz wiem, że tak musiało być, bym rozpoczęła nowe znajomości, kolejny etap w życiu. Poznałam kogoś. Kogoś kto jest teraz dla mnie bardzo ważny. Kogoś, kogo obdarzyłam głębokimi, romantycznymi uczuciami. Opowiem wam trochę więcej na ten temat w kolejnym wpisie, bo nigdy nie doświadczyłam czegoś podobnego!

Jestem naprawdę szczęśliwa jeśli chodzi o moje obecne relacje z ludźmi, i ogólnie obecne życie. No, poza tą chwilową pustką. Jest to dla mnie fascynujące, że od dłuższego czasu (około 3 tygodni), czuję codzienną radość i szczęście. Nigdy nie wygasa ono całkowicie. Jest ze mną każdego dnia. Czasem jest go więcej, czasem jest go mniej. Ale jest. Inne emocje przychodzą i odchodzą. A szczęście ciągle jest przy mnie. To tylko pokazuje mi, że jest dobrze. Że naprawdę to co mam, jest dla mnie dobre i mi służy. Oczywiście, tak jak pisałam, ja mam w sobie pełno lęku, obaw. Ale jednocześnie, na tej samej szali jest moje szczęście. Ono tam jest. Czasem większe, czasem mniejsze. Tak to właśnie jest.

Oprócz takiej relacji romantycznej, rozwijam nową przyjaźń. Czuję, że ta osoba jest mi bliska, jest dla mnie ważna. Jest dla mnie dobra. Moje potrzeby są zaopiekowane. Ofc, nadal się uczę o nich mówić, mówić o emocjach, uczuciach, być autentyczną. Idzie mi to coraz lepiej :)). Serio muszę zrobić osobny wpis na temat relacji, bo mam bardzo dużo do powiedzenia na ten temat.

Jeśli chodzi o aktualne zajawki, to mam fazę na spacery, pilates i testowanie nowych kawiarnii. Pewnie jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że tak to wszystko będzie wyglądać. Że będę wychodzić ze swojej strefy komfortu, aż te wszystkie czynności staną się dla mnie po prostu miłe. Spędzam sporo czasu sama, co bardzo lubię, choć nie powiem, czasem brakuje mi większej ilości czasu wśród ludzi. Zamierzam o to zadbać podczas tych wakacji. Zadbać o swoje potrzeby bliskości, rozmowy, spotykania się. Zawsze myślałam, że jestem introwertykiem. Że nie lubię kontaktów z ludźmi, że jestem “zosią samosią”, najlepiej radzę sobie sama. Teraz widzę, że niezupełnie tak jest. Gdy trafiłam na dobrych ludzi, nadal kocham spędzać czas samej, ale również bardzo potrzebuję czasu z innymi. Ostatnio często zauważam moją ekstrawertyczną część. Tą, która kocha się przytulać. Tą, która kocha rozmawiać o życiu, pierdołach, no i ogólnie wszystkim. Tą, która chce być wysłuchana i zaopiekowana, ale która również kocha słuchać innych. Tą, która chce powiedzieć “Hej, wiesz co. Dziękuję, że jesteś, kocham cię”.

Cóż, wchodzę powoli w moje dorosłe życie i zaczynam to odczuwać. Chcę więcej czasu poświęcić swoim relacjom, pasjom, rozwojowi. Niekoniecznie chcę być dzieckiem na posyłki moich rodziców hehe.I jestem z tego dumna.

To wydaje się takie nierealne. Mogę się spełniać, mieć relacje, robić to, co kocham. Mogę po prostu żyć jak wolny człowiek. Jeszcze kilka lat temu byłaby to dla mnie fikcja, a teraz to po prostu codzienność. Cała ciężka praca nie poszła na marne :)

To wszystko na dziś, ten wpis jest już i tak bardzo długi hehe. Każdy z przywołanych tematów omówię w kolejnych, osobnych postach.

Miłego dnia/tygodnia/życia i do usłyszenia!