Hej wszystkim! Dziś chciałabym podzielić się z wami moimi ostatnimi przemyśleniami na temat czucia oraz emocji. Od około tygodnia codziennie czuję bardzo dużo różnych, mogłabym rzec, sprzecznych emocji. Niektórych nawet nie potrafię nazwać, bo przychodzą znienacka i wywołują u mnie falę np przygnębienia. Jestem w rozterkach jak sobie z nimi radzić, jak się nimi zaopiekować, jednocześnie nadal zmagam się z tym, że chce je od siebie odsunąć i przestać czuć. Czasem wiem co wywołuje we mnie takie uczucia, a czasem nie mam pojęcia skąd się one biorą i po prostu zaczynam płakać. A potem się śmiać. Jakbym była na ciągłym rollercoasterze emocjonalnym. Może ktoś z was ma podobnie? Może ten wpis komuś pomoże? Wiem, że na pewno pomoże mi, czuję się lżejsza, gdy opowiem o tym, co dzieje się u mnie w środku, w moim ciele. Zapraszam!
Zacznę od tego, że czuję ostatnio bardzo wiele. Z jednej strony cieszę się z tego, że czuję, bo właśnie na tym polega bycie człowiekiem- wyróżnia nas emocjonalność.Jestem wdzięczna za to, że mogę przeżywać różne stany. Z drugiej strony, te wszystkie emocje mnie ostatnio przytłaczają, jest ich tak wiele że nie wiem co mam z nimi zrobić. Jak się nimi zaopiekować.
Wydaje mi się, że to jest częsty problem w procesie healingu. W teorii wiem, jak się zachować, jak o siebie zadbać, mogłabym o tym napisać czy powiedzieć, wiem jak ma to wyglądać. Ale jednak jest różnica pomiędzy wiedzą, a wprowadzeniem tego w życie. W teorii wiem, że gdy przychodzą emocje, chcę się nimi zaopiekować- zauważyć je, gdzie je czuję, zaakceptować je i po prostu z nimi pobyć. Bo przecież emocje przychodzą i odchodzą, jak fale. W końcu przeminą, ale trzeba poświęcić im troszkę uwagi. Sprawa się komplikuje, gdy rzeczywiście przyjdzie do mnie “stado” emocji. Zauważam, że pojawiają się u mnie wtedy różne mechanizmy, przy użyciu których chcę jakby bronić się przed czuciem, przed przeżywaniem.
Bardzo często odwracam swoją uwagę od tego, co czuję. Gdy przychodzą jakieś emocje, łapię za telefon i zaczynam scrollować, albo szukam sobie szybko jakiegoś zajęcia, które zajęłoby mój czas i głowę. Jak najszybciej chcę przekierować swoją uwagę na coś innego. Bardzo często też racjonalizuje swoje emocje- gdy przychodzi smutek, tłumaczę sobie, że “Gosia, nie masz się po co smucić, już i tak tego nie zmienisz, życie idzie do przodu, nie ma co”. Tym samym spycham owy smutek na dalszy plan, wypieram go.
Z czego to wszystko wynika? Po co ja to wszystko robię? Ostatnio rozmawiałam o tym na terapii- po co ja to robię? Doszłam do wniosku, że ja najzwyczajniej w świecie się boję. Boję się czucia. Takiego głębokiego przeżywania różnych emocji. Postrzegam to jako coś “nieproduktywnego”, jako marnowanie czasu. Wydaje mi się, że to wszystko pojawia się już w dzieciństwie. Ja jako dziecko byłam właśnie w ten sposób “zaprogramowana?”, aby nie przeżywać. Bo każde trudne emocje wiązały się z dezaprobatą, z odrzuceniem. Nie były akceptowane. Gdy mała ja płakałam, pojawiały się słowa: “czego płaczesz, no już, nie płacz”. Właśnie. Nie płacz. Trzymaj to wszystko w sobie, w środku. Nie przeżywaj tego na zewnątrz. I jako dziecko tak właśnie robiłam- chciałam być kochana, chciałam być ważna, a nie odrzucana, dlatego ja sama odrzucałam swoje emocje, aby nie słyszeć słów dezaprobaty ze strony rodziców, Tłumiłam emocje w środku. Bo za każdym razem, gdy je pokazywałam na zewnątrz, zachowanie nie tylko rodziców, ale otoczenia, wskazywało na to, że coś jest ZE MNĄ nie tak. Płacz był oznaką słabości. Każdy lubił pozytywność.
W moim domu bardzo często dochodziło również do pewnego rodzaju “zawodów”, pt. “kto ma gorzej”. Gdy ja przeżywałam, mówiłam o moich trudnościach, każdy dookoła mnie miał ciężej, czułam, że moje emocje nie są ważne, no bo przecież inni mają gorzej, innym jest trudniej. Taka konkurencja sprawiła, że w większości przypadków jako dziecko nie mówiłam o swoim czuciu, bo wiedziałam, z jaką reakcją się to spotka- “masz zły dzień? No, ja to wstałam dziś o trzeciej w nocy, w pracy było mi tak bardzo ciężko itp, itp”. Nie dostawałam walidacji moich emocji. Czułam, że przeżywanie ich oddala mnie od innych.
Oczywiście, nie ma być to żadne usprawiedliwianie się, jedynie zauważenie, skąd to wszystko się bierze.
Także nadal obawiam się przeżywania. Może teraz już z trochę innych powodów, ale nadal. Boję się, że emocje pochłoną mnie całkowicie, i że tak już będzie zawsze. Że od teraz już zawsze będę smutna i nieszczęśliwa, że zacznę zalegać w łóżku i mieć dość życia.
Miałam wiele takich momentów w swoim życiu, w których podważałam to, po co ja tu jestem, żyłam w ciągłej melancholii i poczuciu bezsensowności mojej egzystencji. Leżałam w łóżku i patrzyłam w ścianę, nie widząc żadnego światełka w tunelu. Nie wiem nawet czy przeżywałam. Ja bardziej wegetowałam. Czułam w środku pustkę. Nic więcej. Tylko niesamowitą pustkę, że nie wiem kim ja jestem i co ja tu robię.
Często przychodzą do mnie takie myśli, obawy, gdy zaczynam przeżywać, że ja nie chcę dopuścić do powrotu do tego, co było kiedyś. Że ja nie chcę wracać do tamtego stanu. A wchodzenie w te całe przeżywanie może stanowić pewne zagrożenie. Że nie będę w stanie się uwolnić od tych uczuć, emocji. Że one mnie przygniotą, a ja się już nie podniosę. Wydaje mi się, że takie są moje obawy. Ale ostatnio zauważam, że spychając swoje emocje na dalszy plan, tłumiąc je w sobie, wyrządzam sobie jeszcze większą krzywdę. Bo te wszystkie emocje gromadzą się i gromadzą, aż w końcu znajdą swój upust. Może właśnie teraz to przeżywam. Te wielkie spuszczanie wszystkich emocji z ostatniego czasu.
Jest ich tak wiele, że czasem nie wiem co się ze mną dzieje. Naprawdę, po prostu nie wiem. Czuję się cholernie samotna, pełna obaw i lęku. Na pewno wiąże się to z tym, że rozpoczynam wakacje. Mogę niby robić wszystko, ale ta ilość możliwości mnie przytłacza. Niby mogę planować spotkania z ludźmi, jakieś wyjazdy, atrakcje ale to, że mam tak wiele możliwości i być może nie wykorzystam tego czasu w 100% wywołuje u mnie lęk. Bo wiem, że chcę cieszyć się wakacjami, mieć super wspomnienia, że mam morze możliwości. Ale strach jest paraliżujący. Nie mam żadnych konkretnych planów, boję się, że finalnie poczuję złość na siebie i ponownie, pustkę.
Wydaje mi się, że każdego roku wakacje wywołują we mnie wiele sprzecznych emocji. Cieszę się, że mam więcej czasu i możliwości, z drugiej strony obawiam się tego, że finalnie poczuję pustkę. To właśnie w jedne z wakacji doznałam uczucia odrętwienia, pustki, bezsensu życia. Nie chcę, żeby to do mnie wróciło. Nie chcę ponownie “wegetować” w łóżku. Jest tak wiele emocji. Jestem szczęśliwa z moich obecnych relacji, a w tym samym momencie czuję smutek i samotność. Nie wiem co mam z nimi zrobić.
Ostatnio po prostu siadam na łóżku i staram się z nimi pobyć. Jest to strasznie niekomfortowe i trudne, bo te emocje w większości wcale nie są przyjemne. Zdecydowanie łatwiejszą opcją, jest po prostu je w sobie stłumić i iść dalej. Ale na tym właśnie polega proces healingu. Żeby poczuć. Żeby doświadczyć tych trudnych emocji.
Bo to jest okej i to jest w porządku, żeby czuć. To nie jest zagrożenie, mimo tego, że takie sygnały mogliśmy otrzymywać w dzieciństwie.
Chciałabym akceptować emocje i pozwalać im na bycie ze mną. Nie traktować ich jako “dobre” czy jako “złe”, bo emocji nie można oceniać. One po prostu są. Niektóre są przyjemniejsze, niektóre są trudniejsze. Ale na tym polega czucie i bycie człowiekiem. Każda z tych emocji jest tak samo ważna. Zarówno szczęście jak i smutek. Spokój jak i lęk.
Może warto nauczyć się z nimi żyć, skoro one zawsze będą nam towarzyszyć? Zaprzyjaźnić się z tymi emocjami, bo jeszcze przeżyjemy z nimi wiele wspaniałych jak i trudnych momentów. Te emocje także pragną być zauważone, zaopiekowane. Potraktuj te emocje, jak i siebie z miłością.
Nie wypieraj ich, nie traktuj jak coś niepotrzebnego. Nie wyrzucaj ich do śmieci. Nikt z nas nie może być ciągle szczęśliwy. To okej, że te trudne emocje też są z nami. Nikt nie jest idealny, ani perfekcyjny. Pozwól sobie na przeżywanie i to nie tylko w samotności, ale też wśród innych. Płacz to nie jest oznaka słabości, tylko siły. Bo najprościej jest wyprzeć emocje. Przeżycie ich to o wiele trudniejsza robota, która zasługuje na podziw.
Ukazywanie emocji wśród ludzi sprawia, że stajemy się też bardziej autentyczni. Bardziej ludzcy. Nie bój się pokazywać swoich emocji innym, mówić o tym, co czujesz. Jeżeli to są odpowiednie osoby, takie dzielenie się trudnościami jedynie was do siebie zbliży, nie oddali.
Na koniec, chciałabym Ci powiedzieć, że widzę Cię. Ty jak i twoje uczucia są ważne i potrzebne. Nie wypieraj ich, pozwól sobie na przeżywanie, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy czujemy i to jest nasza supermoc <333 Miłego dnia/tygodnia/życia, przekazuję virtual hug i do później!