Overthinking

Hej wszystkim! Dziś chciałabym poruszyć temat, który w ostatnim czasie jest dla mnie bardzo trudny, przynosi mi wiele lęku, obaw i ciągłej niepewności. Jest to szeroko pojmowany overthinking. Zawsze z tyłu głowy wiedziałam, że mam skłonności do ciągłej analizy i przewidywania zachowań czy reakcji innych ludzi, jednak myślałam, że tak po prostu jest i nie utrudniało mi to codziennego funkcjonowania. Jednak od niedawna w moim życiu zaszło sporo zmian, a wraz z nimi rozpoczęła się wielka spirala myśli. I o tym będzie mój dzisiejszy wpis.

Co się zmieniło? Na pewno relacje międzyludzkie, które są obecne w moim życiu. Zakończyłam wiele znajomości i rozpoczęłam nowe. W sytuacjach społecznych najbardziej popadam w ciągłą analizę. Dlaczego to robię? Dlaczego może Ty również to robisz? Mój overthinking w relacjach objawia się na wiele sposobów.

Po pierwsze, zamartwianie się o to, że ktoś nie odpisuje na moją wiadomość od x czasu. W miejsce x możemy wstawić dowolny przedział czasowy. Może to być jedna godzina, trzy godziny, a może nawet 20 minut. Od razu w głowie pojawia mi się gromada myśli, takich jak “napisałaś coś źle, obraził się na ciebie”, czy “nie jesteś dla niego ważna, skoro ci nie odpisuje”, a nawet “może on już wcale nie jest tobą zainteresowany, znalazł sobie kogoś lepszego od ciebie”. Z jednej prostej rzeczy- ktoś nie odpisuje na wiadomość, tworzy się milion czarnych scenariuszy. Takie wróżenie przyszłości, w wersji “pesymizm i dekadentyzm”. Katastrofizowanie. Bo może stać się to, to i tamto.

A po co właściwie katastrofizujesz? Ja wiem, że katastrofizuję bo boję się, że kogoś stracę. Mimo tego, że dana osoba nie daje mi żadnych powodów do zamartwiania się, ja i tak to robię. To jest zachowanie zabezpieczające- przekminię wszystkie najgorsze scenariusze, żeby “w razie czego” być gotową na najgorsze.

Teraz tak sobie myślę, czy kiedykolwiek któryś z moich “czarnych scenariuszy” się spełnił. W poprzednich relacjach kilka razy tak, ale to nie było spowodowane mną, lecz zachowaniem innych osób. W moich obecnych relacjach taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca. Zazwyczaj wygląda to tak, że zamartwiam się, niepotrzebnie dołuje, mam zły humor, a gdy okazuje się, że ta osoba odpisała na moją wiadomość i wszystko jest w porządku, ponownie wracam do normalnego funkcjonowania. Te myśli w mojej głowie działają na mnie autodestrukcyjnie. Bo jak można spokojnie żyć, gdy ciągle czujemy niepokój i lęk? Już nie wspominając o tym, że tym samym uzależniamy nasze samopoczucie od drugiej osoby. Gdy ona odpisze- jesteśmy szczęśliwi. A gdy nie odpisze- smutni. Taka dziecinna gra, powodująca olbrzymie huśtawki emocjonalne i ogólne pogorszenie naszego stanu psychicznego.

Nie możemy siebie obwiniać o to, że takie myśli pojawiają się w naszej głowie. Często czuję do siebie żal, że ja w ogóle o takim czymś myślę, przecież ta osoba pokazuje mi to, że jej na mnie zależy, że mnie nie zostawi. Czy brakuje mi zaufania? Za mało ją doceniam? A przecież mi na niej bardzo zależy. No właśnie. “Że mnie nie zostawi”. Mój lękowy styl przywiązania do drugiej osoby powoduje ciągłą analizę. Chce zrobić wszystko “dobrze”. Być “jak najlepszą”, aby nie dać jakiegokolwiek powodu drugiej osobie do odrzucenia mnie.

Taki lęk wywodzi się z różnych sfer życia, poczynając od dzieciństwa i obaw, “czy mama wróci do domu”. Bardzo mocno przywiązuje się do innych ludzi, gdy ktoś stanie się dla mnie ważny, czy zacznę kogoś kochać, to nie chcę zostać odrzucona. Jednak wiem, że ja nie chcę uzależniać mojego samopoczucia od innej osoby. Chcę żyć szczęśliwie, nie ważne czy ktoś mi odpisuje na wiadomość czy nie. Bo jakie są fakty? To, że ktoś ci nie odpisuje, nie znaczy że mu na tobie nie zależy. Może po prostu zasnął. Albo poszedł na spacer. Albo sprząta w domu. To jest bardzo ludzkie, ba, to jest normalne. To nasze myśli są irracjonalne.

Po drugie, po spotkaniach z daną osobą włącza mi się analiza “czy to co zrobiłam/powiedziałam było okej”. Bo może mówiłam za dużo albo za mało, może ten gest był durny i zrobiłam z siebie debila, może to dla kogoś było niekomfortowe. I wiele, wiele więcej. Ponownie, jest to zachowanie zabezpieczające, które miałoby nam dać zapewnienie, że “wszystko przeanalizowałem, mam wszystko pod kontrolą”. Ale czy takie zapewnienie otrzymujemy? Nie. Overthinking nie daje poczucia bezpieczeństwa czy spokoju. Wręcz przeciwnie, sprawia, że poddajemy wszystko w wątpliwość i zatapiamy się w chmurze pesymizmu.

Następnie przychodzi fala lęku, obaw, smutku, a może nawet złości na siebie- czemu to zrobiłam, dlaczego to powiedziałam. I teraz rozpoczynają się działania. Może zaczniesz regulować poziom napięcia w swoim ciele posługując się jedzeniem, scrollowaniem na telefonie czy leżeniem w łóżku. Może zaczniesz pisać wiadomość do tej osoby, oczekując od niej zapewnienia, że wszystko jest w porządku i że ona dalej ciebie chce. Te wszystkie działania po coś są- chcemy sobie pomóc, bo nie mamy siły do walki z tymi wszystkimi myślami.

A jakby tak spróbować nie wchodzić z nimi w interakcję?

Ostatnio zapadła mi w pamięć taka świetna metafora, mówiąca o tym, że myśli są jak rwąca rzeka. Albo możemy do niej wejść i płynąc razem z nią, albo jedynie stać z boku i obserwować jej bieg. Albo płyniemy w odmęty overthinkingu, pozwalając kolejnym myślom na obezwładnianie naszego ciała i umysłu, albo zauważamy te myśli, ale nie dopuszczamy ich do siebie. Nie nadajemy im żadnej wartości. Mogą przyjść i odejść.

Bo tak naprawdę, to jakie mamy korzyści z overthinkowania? Nasze ciągłe upewnianie się czy wszystko zrobiłem dobrze, czy ta osoba zareaguje dobrze na taką a taką wiadomość, czy jestem ważny. Po co ciągle poddajemy wszystko w wątpliwość? Czy daje nam to poczucie bezpieczeństwa? Nie. Spokoju? Nie. Szczęścia? Też nie. Takie wieczne zamartwianie się nie ma końca. Myśli będą pojawiały się kolejne i kolejne, kołowrotek będzie się nakręcał. To od nas zależy czy wejdziemy do rzeki, czy nie.

Bo tak naprawdę, to nie musimy się tym wszystkim martwić. Jak ktoś zareaguje? Nie wiem, to jego zachowanie, nie moje. Czy ktoś mnie zostawi? Wątpię, a nawet jeśli, to wiem, że jestem wartościowa taka jaka jestem i koniec znajomości nie wpłynie na moje poczucie własnej wartości. Czy powiedziałam coś durnego? Nawet jeśli, to każdemu się zdarza. Nikt nie jest idealny. Wolałbyś przyjaźnić się z chodzącym ideałem czy z osobą szczerą i autentyczną? No właśnie. Pozwól sobie na bycie człowiekiem, bo robi się tu trochę ciasno. Masz prawo do popełniania błędów, strzelania gaf, nie wiedzenia wszystkiego. Masz prawo do niewiedzy. Życie byłoby nudne jakbyśmy wiedzieli wszystko lub byli chodzącym ideałem, nie sądzisz?

Jeśli to ma być, to będzie. Nie ważne jak wszystko się potoczy, wiem, że sobie poradzę. Bo mam siebie. Overthinkować można tak naprawdę wszystko. Czy to życie zawodowe, czy społeczne. Każdy aspekt. Ale czy na pewno chcesz poświęcać temu swój czas i energię? Ja zdałam sobie sprawę z tego, że nie. Ja chcę żyć spokojnie, bez wiecznych obaw, lęku. Chcę czuć się bezpiecznie tu i teraz, nie ważne czy ktoś mi odpisze na wiadomość czy nie. Chcę być szczęśliwa, bo mam do tego prawo. Po szybkiej kalkulacji stwierdzam, że overthinkowanie się mi najzwyczajniej nie opłaca. Wszystko, co mi to “daje” jest bardzo złudne i chwilowe. Bo po tej jednej analizie przyjdzie kolejna. A potem kolejna. I jeszcze jedna. A ja cenię sobie siebie i swój czas. Zauważ, na co przeznaczasz swoją energię i zastanów się, czy warto. Po prostu czy warto.

Powoli przekonuje się do puszczania tych myśli. I zauważam wiele pozytywnych zmian. Jestem ciekawa tego, jak ktoś zareaguje. Ciekawa, to wszystko. Nic więcej, bo wiem, że to nie jest moja odpowiedzialność, a ja mam już wystarczającą ilość bagażu na swoich plecach, i nie zamierzam nosić czyichś tobołków. Czuję się coraz wolniejsza. Spokojniejsza. Żyje tym, co tu i teraz, a nie zamartwianiem się na zapas. Taki mindset dodaje także sporo spontaniczności do naszego życia. Nie wszystko musi być przemyślane czy zaplanowane. Jest dobrze tak, jak jest. I nie musisz ani wiedzieć, ani przewidywać wszystkiego co nastąpi. Możesz po prostu poczekać i się przekonać. Bez całego procesu zwanego “overthinkingiem”.

Mogłabym o tym pisać i pisać, ale chyba napisałam tu już wystarczająco dużo. Dziękuję za przeczytanie, miłego dnia/tygodnia/życia!