Hej wszystkim! Dziś chciałabym opowiedzieć wam trochę więcej o poczuciu samotności, które ostatnio często mi towarzyszy. Zapraszam :)
Czuję się samotna. To jest fakt. Czuję się cholernie samotna.
Są różne rodzaje samotności. Samotność odczuwana mimo przebywania wśród ludzi oraz samotność spowodowana izolacją społeczną. Każda z nich jest tak samo ważna i warta zaopiekowania.
Jeśli chodzi o mnie, czuję samotność różnoraką. Mam znajomych, przyjaciół ale nie czuje z nimi więzi. Czuję, że są to znajomi ze szkoły ale nie mogę rozmawiać z nimi o swoich uczuciach, przemyśleniach, to nie jest dokładnie ta znajomość, którą chciałabym rozwijać i pielęgnować. Tak więc mam ludzi dookoła siebie ale nie czuje tego, że jesteśmy sobie bliscy. Niby się znamy, ale tak naprawdę nie wiemy o sobie za dużo. Różnimy się pod wieloma względami jeśli chodzi o wartości, poglądy. Oczywiście, przyjaźniąc się z kimś nie musimy być identyczni, jednak dla mnie ważne jest to, aby osoba z którą pogłębiam relacje była zgodna z moimi wartościami. Mam rodzinę, z którą mogę porozmawiać jeśli tego potrzebuje, rozmawiam regularnie z terapeutami. Ale to nie jest ta więź, której mi tak bardzo brakuje.
Jakiś czas temu zaczęłam czuć zazdrość, patrząc na inne osoby z mojej klasy, które po szkole spędzały czas w swoim gronie znajomych, świetnie się bawiąc. Czułam ten ból. Tak bardzo chciałam mieć takie znajomości. Może wydawać się to dla was głupie- skoro tak bardzo chcesz znajomych poznaj kogoś i będziesz miała nową kolegę czy koleżankę. Jednak jest to nieco bardziej skomplikowane.
Mam pewne wymagania, oczekiwania od przyjaźni. Nie będę angażowała się w pierwszą lepszą znajomość. Czekam na osobę, która jest wspierająca, nie ocenia innych ani mnie, która jest na podobnym etapie życia co ja, która mnie zrozumie i będzie chciała spędzać ze mną czas. Trochę tego jest. Tak więc poznaje wiele osób ale szukam tej, konkretnej osoby, co na pewno sprawia, że ciężej jest mi nawiązać bliską relację. To, że stawiamy granicę, mówimy o swoich potrzebach, stawia nas nieco na odstrzał. Łatwiej jest przecież nie komunikować tego co nas boli, udawać że wszystko jest dobrze, że jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni nawet jeśli w głębi duszy czujemy żal i smutek. Unikniemy wtedy wielu niepotrzebnych kłótni, konfrontacji. Ale czy na pewno niepotrzebnych?
Kiedyś, gdy zraniło mnie coś, co przyjaciółka czy znajoma powiedziała na mój temat, na przykład komentarz na temat mojego wyglądu, komentowałam to niezręcznym uśmiechem i ciszą. W innych przypadkach czasem się tłumaczyłam: “a no, wiesz, na co dzień się tak nie ubieram, to tylko strój do chodzenia po domu, tak wyszło”. W każdym razie, nie komunikowałam tego, co mi nie pasuje i co mnie boli bo bałam się, że ta osoba odwróci się ode mnie, i że ją stracę. Całe więc swoje życie bałam się w sumie samotności. Bo co jeśli ktoś mnie zostawi. Będę sama. “Już lepiej mieć kogoś z kim średnio się dogadujesz niż być sama”. To było przekonanie, które tkwiło w mojej głowie przez wiele wiele lat.
Dopiero terapia i zainteresowanie samorozwojem uświadomiły mi, jak tak naprawdę powinny wyglądać zdrowe relacje z innymi ludźmi. O przyjaźniach opowiedziałam więcej w jednym z poprzednich postów, więc nie będę ponownie rozwijać tego tematu.
Terapia w większości przypadków wiąże się z analizą naszej przeszłości. Ja podczas tego procesu uświadomiłam sobie, jak bardzo boję się samotności, przez co ograniczam swoje szczęście. Kolejne moje przekonanie brzmiało "Bez ludzi dookoła siebie nie będziesz szczęśliwa". Dlatego też bałam się straty czy odrzucenia.
Teraz myśląc o tym, jak czułam się w moich poprzednich przyjaźniach, w praktycznie żadnej nie byłam po prostu sobą. Ciągle dostosowywałam się do kogoś, aby nagle nie zmienił zdania i mnie nie zostawił samej. Bałam się wypowiadać swoje zdanie, bo wiązało się to z pewnym ryzykiem- przecież mogę zostać oceniona lub niezrozumiana, a jakby komuś się nie spodobało to co myślę, to na pewno mnie zostawi. Ale tak naprawdę- czy jeśli ktoś przez twoje zachowanie nie chce się z tobą dłużej przyjaźnić, czy na pewno ta znajomość miała sens? W przyjaźni są dwie osoby- ty i ktoś. Pamiętaj o tym, że ty również tworzysz relacje. Nie oddawaj całej sprawczości drugiej osobie, nie daj sobą pomiatać.
Tak więc gdy zaczęłam komunikować swoje potrzeby, granice, to, co mi nie pasuje, straciłam wiele osób. Czy żałuję tego? Nie. Może w chwilach słabości, gdy chciałam, żeby był przy mnie ktokolwiek. Ale wiem, że moja decyzja o dopuszczaniu do siebie jedynie ludzi wartych przebywania ze mną była najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć, w trosce o siebie. Nie będę nigdy obniżać swoich strandardów, umniejszać swoim potrzebom i granicom, aby zyskać czyjąś przyjaźń. To ja jestem swoją najlepszą przyjaciółką, więc moim priorytetem jest traktowanie rzeczy ważnych DLA MNIE jako priorytet.
Zasługuje na dobrych ludzi. Zasługuje na kogoś, na kogo czekam już tak długo. Nie będę rezygnować z siebie dla poczucia, że mam kogokolwiek. Nie chcę, aby był przy mnie byle ktoś. Chce żeby była przy mnie konkretna, kochająca osoba.
Może sama wybrałam sobie w ten sposób ścieżkę pełną samotności i poczucia odrzucenia. Ale pisanie o tym sprawia, że utwierdzam się w jednym- nie zrezygnuje z tego przez chwilę słabości.
Jak więc radzić sobie z tym wiecznym uczuciem smutku i samotności? Próbowałam znaleźć magiczny sposób na to, żeby nagle znaleźć kogoś, przez co nie musiałabym być sama. Zaczęłam rozmawiać z wieloma osobami, przyjaźnić się z nimi. Ale po pewnym czasie, zauważyłam, że te znajomości mnie męczą. Że czuję ogromną presję na posiadanie kogoś przy mnie, jakby miał być to mój obowiązek. Rozpoczynanie konwersacji, próby spotkań, a potem uczucie wypalenia i zagubienia. Nie gnaj ślepo za nowymi kontaktami. Pomyśl, czy naprawdę tego chcesz. Może czas w samotności ci się przyda?
Straciłam przyjaciółkę. Zerwaliśmy kontakt. Czułam pustkę w sercu, nie umiałam poradzić sobie ze smutkiem i żalem. Zaczęłam spotykać się z innymi ludźmi. Szukać ich. Z perspektywy czasu widzę, że chciałam zakleić tę dziurę w sercu na siłę, bo wreszcie, gdybym dała jej trochę więcej czasu, zrosłaby się sama. Nie pomyślałam nawet o tym czego potrzebuje. Byłam "zaprogramowana" na tryb który mówił mi coś w stylu: "nie możesz zostać sama, żeby przetrwać potrzebujesz nowej znajomości" Szukałam, znalazłam wielu znajomych, ale męczyło mnie to. Jakby była to praca na cały etat.
A czego tak naprawdę potrzebowałam?
Potrzebowałam czasu samotności.
Zrozumiałam to później, całe wakacje spędziłam praktycznie sama ze sobą i czułam się znacznie lepiej. Wreszcie czułam spokój. To, że mogę odpuścić, że jestem bezpieczna, że mogę robić cokolwiek tylko zechce. Moja potrzeba została tymczasowo zaspokojona. Potrzebowałam pobyć bliżej siebie. Choć nie będę kłamać, potrzeba bliskości do drugiej osoby, kontaktu z rówieśnikami nadal nie jest u mnie zaspokojona. Tym razem nie wywieram jednak na sobie presji, akceptuje to jak jest, z oczekiwaniem na pojawienie się takiej osoby w moim życiu. Nie ma co na siłę wymuszać jakichś kontaktów. Jest to bezcelowe I nieskuteczne- zaufajcie mi :)
Wspominałam wcześniej o zazdrości, którą czułam patrząc na grupy znajomych. Ostatnio słuchałam bardzo ciekawego odcinka podcastu u Sary Cwaliny, który poświęcony był zazdrości, serdecznie polecam. Sara powiedziała tam coś, co odmieniło moje postrzeganie zazdrości. Zawsze kojarzyłam ją z czymś wstydliwym, czymś co jest niedozwolone i karane. Bo przecież powinniśmy się cieszyć czyimś szczęściem a nie je sabotować.
Po odsłuchaniu tego odcinka zrozumiałam, że zazdrość mówi nam o niezaspokojonych potrzebach. W moim przypadku była to niezaspokojona potrzeba kontaktów z rówieśnikami. Chciałam mieć kogoś bliskiego, tak, jak oni. Teraz widząc grono przyjaciół nie wzbiera we mnie złość, ale wręcz czuję inspiracje i wiem, do czego dążę. Staram się zazdrość zamienić w komunikat oraz na inspirację do zmian w moim życiu.
Moja samotność nie trwa kilka miesięcy. Trwa ona od wielu lat. Te poczucie nasiliło się najbardziej po rozpoczęciu liceum.
Dopiero teraz widzę, jak wiele zabrała mi choroba, zaburzenia odżywiania. Cały pierwszy i praktycznie drugi rok skupiona byłam na perfekcjonizmie w nauce, ćwiczeniach, jedzeniu, spacerach, wizytach u psychiatrów, psychoterapeutów, dietetyków. Nie miałam przestrzeni na kontakty z innymi ludźmi, męczyły mnie one. Nie miałam siły rozmawiać, bo moja codzienność kosztowała mnie tak wiele poświęceń i wysiłku. Czuję żal, bo ciężko jest rozpocząć nowe znajomości w kolejnych klasach liceum. Rówieśnicy utworzyli wiele grup, a mi ciężko jest dołączyć do jakiejkolwiek z nich. Po prostu jestem, umiem porozmawiać z każdym, ale nie czuje z nikim więzi.
Teraz, wiem czego oczekuje od znajomości ale nie wiem, jak to zrealizować. Wiem, że jedynym rozwiązaniem jest czekanie. Czekanie na tą właściwą osobę, nie nakładanie na siebie presji, zaakceptowanie teraźniejszości i nadzieja na lepszą przyszłość.
Oczywiście nie mówię, że jestem bierna i jedynie czekam na propozycje poznania się, na propozycje spotkań. Jeśli uważam, że dogaduje się z kimś i mam chęć spotkać się z nim poza szkołą- owszem, zrobię to. Chodzi bardziej o to, żeby nie szukać tych znajomości na siłę, nie czuć przytłoczenia myślą, że musisz znaleźć sobie znajomych bo jesteś sam.
Pamiętaj, że nigdy nie jesteś sam. Jest wiele osób, które utożsamiają się z tobą i tym, co czujesz. Jesteś ważny, kochany i potrzebny, jestem pewna, że wreszcie znajdziesz kogoś, kto będzie dla ciebie dobry. Po prostu dobry. Kogoś, kto będzie chciał cię wysłuchać, zrozumieć, wesprzeć. Znajdziesz osobę, która będzie przy tobie zawsze, i w dobrych momentach i w tych cięższych. Przed którą nie będziesz musiał mieć tajemnic ani tematów tabu.
Dziękuję za przeczytanie tego wpisu, życzę Ci miłego dnia!
xx