Hejeczka, witam was bardzo serdecznie! Dziś chciałabym podzielić się z wami moimi przemyśleniami na temat intencji naszych działań i tego, jak ta intencja wpływa na nas. Zapraszam!
Zacznę od tego, że wykonując kolejne czynności, możemy mieć różne intencje. Możemy robić coś z intencją poprawy swojego samopoczucia, z intencją zadbania o siebie, z intencją kontrolowania czy z intencją uzyskania bezpieczeństwa. Mogę tak wymieniać i wymieniać, tych intencji jest całe mnóstwo. Najlepiej można to zobrazować na przykładzie, i wybrałam taki, który mnie osobiście dotyczy i wyjaśnia moje intencje.
Od zawsze słyszymy, że ruch to zdrowie. Bo poprawia naszą wydolność, zmniejsza ryzyko na wystąpienie wielu chorób, bo wzmacnia kości i mięśnie. I to wszystko jest prawda. Tak więc możemy ruszać się z intencją dbania o swoje zdrowie, co jest uważam zdrowym podejściem. Tak, wiem, te powtórzenie razi w oczy ale nie mam lepszego słowa hshshsh. Z drugiej strony, do ruchu można podchodzić z wieloma innymi intencjami, już niekoniecznie tak wspomagającymi nasze zdrowie psychiczne. Na przykład z intencją nadkontroli.
W zależności od intencji z którą wykonujemy daną czynność, będzie ona dla nas bardziej lub mniej przyjemna. Gdy ruszamy nasze ciało dla własnego zdrowia, ogólnej sprawności i miłego spędzania czasu, to jest to przyjemny element naszego dnia, nie musimy się do tego ruchu zmuszać w niezdrowy sposób. I gdy nie wykonamy tego ruchu, nasz świat nie rozsypie się na kawałki, bo ruch owszem, jest dobrym sposobem na zadbanie o swoje ciało, ale w niektórych momentach lepszym sposobem będzie po prostu drzemka czy regeneracja ciała. I to jest okej, możemy być elastyczni, bo naszą intencją jest dbanie o siebie, które możemy wykonać na wiele sposobów. A dodatkowo ruch wykonywany z przyjemności, nie z żadnego obowiązku działa na nas budująco. Dodaje do naszego życia, przynosi bardzo wiele korzyści.
Z kolei kontrastem może być ruch wykonywany z intencją nadkontroli, z czym osobiście zmagałam się i zmagam dalej. Wtedy ruch nie jest jedynie ruchem wykonywanym dla przyjemności. On ma głębsze znaczenie, ma zaspokajać nasze potrzeby, takie jak chociażby poczucie sprawczości nad swoim życiem. Wtedy ten ruch niekoniecznie staje się umileniem dnia, a raczej obowiązkiem, który trzeba wykonać aby poczuć spokój i wolność. Bo bez niego pojawia się uczucie braku kontroli i braku panowania nad swoim życiem. Nie wykonanie ruchu wiąże się z dyskomfortem, można odczuwać niepokój a nawet lęk. Bo brak ruchu równa się z brakiem czegoś więcej. Z brakiem kontroli, która zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Tak więc niewykonanie ruchu odbiera niejako owe poczucie bezpieczeństwa i sprawia, że nasze ciało pozostaje w napięciu, dyskomforcie, uczuciu “zagrożenia” czy też zagubienia.
Tak więc na podstawie tego przykładu widać, jak wielkie znaczenie ma intencja, z którą podchodzimy do danej czynności. W pierwszym przypadku ruch jest formą dbania o siebie, formą przyjemności. Zaś w drugim formą kontrolowania. Choć nie jest tak łatwo rozpoznać intencję, z którą coś robimy. Przez bardzo długi czas byłam przekonana, że ćwiczę dla przyjemności, bo kocham to robić, i w ogóle że jest to moje największe hobby i dlatego nie wyobrażam sobie życia bez workoutów. Życie pokazało nieco inaczej, raczej zakłamywałam swoją rzeczywistość, żeby nie musieć niczego zmieniać, bo przecież tak jak było było dobrze, a ja czułam się bezpiecznie. Nic dziwnego, skoro ćwiczenia były moją formą kontroli. Oczy otworzyły mi się całkiem niedawno. gdy zauważyłam, jak bardzo męczy mnie to psychicznie i jak wiele stresu we mnie generuje. Bo każdy mój dzień opierał się na stwierdzeniu “treningowy” lub “nietreningowy czyli dzień wolny!”. A oczywiście, na tym ruchu spoczywała tak ogromna presja, że już budząc się rano czułam stres i niechęć. Bo znowu kolejny dzień musiałam zmuszać się do czegoś, na co nie miałam ochoty. I wcześniej jakoś tego nie zauważałam, zawsze po prostu zmuszałam się do zrobienia tego, odklepania i życia dalej. Ale pewnego dnia (na przestrzeni ostatnich 2 tygodni) zauważyłam, jak bardzo mnie to męczy i zabiera energię, zamiast mi dodawać do życia. Więc to chyba nie tak powinno działać. Ale bardzo ciężko było mi przestać, bo czułam, jakby moje życie rozpadło się na kawałki. Czułam ogromne zagubienie, jakby coś było nie tak, jak być powinno. Czułam niesamowitą pustkę i lęk. Tak, jakby zupełnie wszystko wypadało mi z rąk i wymykało się spod mojej kontroli. i od razu wiedziałam, że intencja, z jaką wykonywałam treningi przez tak długi okres czasu wcale nie była dobra, czy zdrowa, a raczej niszcząca. Bo ja kiedyś naprawdę lubiłam ćwiczyć. Problem rozpoczął się wtedy, gdy nadałam tym ćwiczeniom głębszy sens, czyli stały się moim sposobem na kontrolowanie.
I ten przykład i wiele innych pokazuje, jak wielki wpływ na nas i czynności ma intencja, z którą je wykonujemy. Tak samo możesz rozwijać jakąś swoją pasję, powiedzmy, że rysowanie. Na początku zaczynasz rysować z czystej przyjemności. Uwielbiasz to robić i daje ci to dużo funu i szczęścia. Wraz z czasem, zaczynasz nakładać na siebie presję, dotyczącą tego, że twoje rysunki muszą być “jakieś”. Wyznaczasz sobie jakieś godziny na rysowanie, wchodzi ono do twojej rutyny. I tak naprawdę wraz z upływem czasu może przyjść taki moment, w którym zaczniesz zmuszać się do tego rysowania. Bo przyjmie ono formę “obowiązku”, kolejnej rzeczy na liście do odklepania. I może będzie ci to dawało poczucie satysfakcji, że robisz więcej w ciągu dnia, że odhaczasz kolejne zadanie.
I takim oto sposobem nie podchodzisz już do rysowania z intencją “o, będę mieć fun, spróbuję i zobaczę co z tego wyjdzie”, a raczej z intencją typu “zrobię to rysowanie, żeby poczuć się produktywnie”. I w tej intencji nie ma już czerpania przyjemności z tej czynności. Jest jedynie wykonanie suchego obowiązku. Tak w ogóle to uważam, że właśnie w ten sposób niszczymy swoje zajawki. Jeśli wykorzystujemy je do np poczucia się produktywnym i stają się one naszym obowiązkiem. Bo wtedy to już nie jest fun, tylko coś, co trzeba zrobić, odklepać. I tak może być z każdym hobby. Wszystko zależy od intencji, z jaką do niego podchodzimy. Musimy uważać, żeby nie obrzydzić sobie danych aktywności. Tak jak ja zrobiłam z ćwiczeniami.
Ciekawym tematem jest też to, jak zmienić swoją intencję. Co zrobić gdy zauważymy, że np. ruch nie daje nam już satysfakcji czy funu, tylko stał się przykrym obowiązkiem do odklepania. I myślę, że w takim wypadku najważniejsze jest, żeby dać sobie czas. Odpuścić. Bo nic złego się nie stanie, jeśli zrezygnujesz z danej czynności. A będziesz miał więcej czasu, żeby oswoić się z nową sytuacją, w której się znalazłeś. I wtedy możesz rozpocząć pracę nad zmianą swojej intencji, co wcale nie jest proste, jest cholernie trudne. Jeśli chodzi o przywoływany przeze mnie ruch, to obecnie staram się próbować jego innych form. I nie podchodzić do niego z wymaganiami, tylko z chęcią zabawy. Bo ruch wcale nie musi być “jakiś”. Może być taki, jaki sobie zapragniesz, żeby był. I gdy zaczną przychodzić myśli, które miałyby zmienić intencję z “czerpię przyjemność” na “wykonuje to po coś, np w celu nadkontroli”, to wykonywałabym rzeczy zupełnie odwrotne od tych myśli. To znaczy, np jeśli nie miałbyś ochoty na wychodzenie z domu, a twoją myślą byłoby “musisz to zrobić bo inaczej nie będziesz produktywny”, to zostałabym właśnie w domu, na przekór tej myśli. Jednocześnie nie brałabym ich do siebie, tylko pozwoliła im przychodzić i odchodzić, bo to my nadajemy naszym myślom moc. To my je wyłapujemy i nadajemy im pewną wartość. A co gdybyśmy po prostu puścili je dalej, bez łapania ich?
Cóż, nie mam więcej gotowych odpowiedzi na to, jak zmienić intencję, z którą podchodzimy do konkretnych czynności. Dopiero zaczynam proces zmiany, więc może niedługo powiem o tym coś więcej.
Dziękuję wam bardzo za przeczytanie tego posta, do następnego!