Lubię swoje życie

Hej wszystkim! Witam was w nowym wpisie. Dziś chciałabym podzielić się moimi przemyśleniami na temat lubienia swojego życia. I jest to dla mnie wręcz niezwykłe, że ja obecnie jestem zadowolona ze swojego życia i czuję szczęście. A przecież nie zawsze tak było, kiedyś go absolutnie nienawidziłam. A więc co się zmieniło? Zapraszam :3

A zmieniło się bardzo wiele. Moje życie społeczne, relacje, podejście do siebie i swojego ciała, świadomość, światopogląd. No masa rzeczy. Czuję w tym momencie naprawdę wielką wdzięczność dla siebie sprzed x lat, że zaczęłam wtedy powoli wprowadzać zmiany do swojego życia, podejmować odważne kroki. Dzięki temu wszystkiemu przez co przeszłam mogę być tutaj i być z siebie dumną.

Bo życie nie zawsze było takie piękne i kolorowe jak jest teraz. Wiadomo, mam gorsze momenty jak każdy człowiek ale w porównaniu z tymi dobrymi, zdecydowanie należą do mniejszości. Jestem szczęśliwa i to jest stan, który trwa długo. Po drodze przychodzą różne emocje, ale mimo wszystko, moje szczęście jest stałe.

A kiedyś nie czułam szczęścia. Byłam sfocusowana na innych rzeczach niż obecnie. Nienawidziłam siebie i swojego ciała, uważałam że moje życie jest nudne i nie warte świeczki. Były przecież momenty, w których ja nie chciałam tutaj być. Nie chciałam żyć. Było mi bardzo daleko od zadowolenia, a co dopiero szczęścia. Ciągle coś było nie tak. Czy to ze mną czy z moim życiem ogólnie. Nie miałam zbyt dużo znajomych ani bliskich przyjaciół, nie miałam super ciuchów, nie miałam postawy modelki. Widziałam w sobie wszystkie mankamenty i codziennie się nimi zadręczałam. Jak mogłam czuć szczęście, gdy moje życie było jedną wielką katorgą.

Wszystko zaczęło się powoli zmieniać, gdy poszłam na terapię. To tam powoli zaczynałam lepiej rozumieć siebie, swoje mechanizmy, zaczęłam chcieć być swoją najlepszą przyjaciółką a nie zagorzałą hejterką. W tym momencie jestem w terapii 2 lata i wiem, że jeszcze długa droga przede mną ale mimo tego jestem z siebie naprawdę bardzo dumna. Bo moje życie zmieniło się nie do poznania. I uważam, że w procesie terapeutycznym najwspanialszym momentem jest ten, gdy sam zaczynasz zauważać swoje mechanizmy swoje zachowania, znasz siebie na tyle dobrze, że wiesz skąd coś się bierze i możesz jakoś sobie pomóc. Nie potrzebujesz już osoby, która by ci pewne schematy wskazywała, ty widzisz je sam i możesz je łapać. Reszta tego posta będzie poświęcona właśnie na moje refleksje z “wyłapywania” moich pewnych zachowań w poszukiwaniu szczęścia i akceptacji.

Ostatnimi czasy czuję, że moje życie wywraca się do góry nogami. Dochodzi u mnie do jakiegoś przewartościowania, poddaje w wątpliwość moje niektóre dotychczasowe działania.

Najprościej jest mi to przedstawić na przykładzie. Anoreksja pojawiła się u mnie aby zyskać miłość, uznanie, aby ktoś wreszcie mnie zauważył i kochał taką jaką jestem. Moje recovery trwa już 2 lata i wydawało mi się, że w moim życiu nie mam już żadnych czynności, które “karmią” anoreksję. Przerobiłam na terapii swoje wszystkie schematy, zachowania, mechanizmy radzenia sobie, zastąpiłam je tymi zdrowszymi i lepszymi dla mnie. Walczyłam bardzo długo z różnymi impulsami, przymusami, perfekcjonizmem. I wydawało mi się, że już mam to ogarnięte. A jednak w ostatnim czasie zauważam, że może jednak nie. Bo czuję się kochana, wartościowa, zauważona, czuję się po prostu szczęśliwa. I zauważyłam, że niektórych czynności nie chce mi się robić, bo nie widzę już w nich sensu. Naprawdę. Może podświadomie ciągle je robiłam, żeby czuć się bezpiecznie, żeby zasługiwać na miłość. A teraz wiem, że nie ważne co się stanie, czy zrobię trening czy nie, czy zrobię więcej w ciągu dnia czy nie, nadal jestem bezwarunkowo kochana. Czuję, że nie muszę nigdzie pędzić za szczęściem, bo teraz realnie jestem przeszczęśliwa.

I może to jest dla mnie dobry czas, żeby zobaczyć, czy naprawdę wszystko robię dla przyjemności i z miłości do siebie, czy może aby właśnie zasłużyć na tą miłość. Zamierzam w najbliższym czasie to obserwować. Jest to dla mnie bardzo ciężkie, nie powiem że nie, ale wyjście ze swojej strefy komfortu nigdy nie będzie proste. W tym momencie nie mam chęci robić ćwiczeń pilatesu, co było moją rutyną od baaardzo dawna. Zastanawiam się czy coś jest ze mną nie tak, dlaczego nagle mi się nie chce, dlaczego nagle nie wiem po co to robię. Nie chcę się do niczego zmuszać, więc póki co ćwiczyłam 3 dni temu. I to jest okej. Nic w tym złego. Naprawdę chcę mieć różne hobby, które będą mnie pasjonować i będę je robić z przyjemności, a nie poczucia obowiązku.

Mogę powiedzieć to samo jeśli chodzi o tryb zadaniowca. W ostatnim czasie czułam się jak na wyścigu. Zajmowałam sobie każdy wolny moment jakimiś czynnościami, aktywnościami, żeby czuć się “wystarczająco dobrą”. No bo jeśli ciągle zapierdalam to chyba już jestem enough, prawda? Już więcej się nie da i padam na twarz, więc co mam zrobić więcej, żeby wreszcie poczuć, że robię wystarczająco dużo i ja jestem wystarczająca?

A teraz wychodzę z trybu zadaniowca. nie czuję potrzeby, żeby ciągle coś robić, czymś się zajmować 24/7. Bo czuję się wystarczająca i kochana taka jaka jestem. I to jest dla mnie całkowicie nowe doznanie. I widzę, jak bardzo chciałam zyskać miłość przez robienie więcej, bycie bardziej wysportowaną/szczupłą/sprawną/zabawną/ogarniętą. Ciągle chciałam być jakaś, aby zyskać uznanie, miłość. A przecież jestem kochana bezwarunkowo.

Pierwszy raz poczułam to tak silnie, tak bardzo mocno zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę. Czuję tak wielką wdzięczność i miłość do mojego chłopaka za to, że kocha mnie za mnie. Nie za jakieś wyobrażenie mnie, wizje mnie, lepszą wersję mnie. Kocha mnie za mnie. I kropka. A ja wiem, że kocham go za niego. Za jego uśmiech, poczucie humoru, hiperfiksacje. Za niego. Całego takim, jakim jest. To niesamowite jak bycie bezwarunkowo kochanym wpływa na percepcję świata, rzeczywistości, samych siebie. Naprawdę, czuję się spełniona. Czuję, się przeszczęśliwa, nic więcej mi nie potrzeba. Nie potrzebuję mieć konkretnych rzeczy, żeby być szczęśliwa, nie potrzebuję mieć najlepszych ocen. Nie potrzebuję tego żeby być szczęśliwa i czuć się kochana.

I to jest właśnie mój moment realizacji. Że można robić te wszystkie rzeczy z różnymi intencjami. Możesz ćwiczyć bo chcesz wzmocnić swoje ciało, możesz ćwiczyć bo lubisz to robić i daje ci to spokój/satysfakcję, ale również możesz robić to z poczucia bycia niewystarczającym, z chęci zasłużenia sobie czy to na szczęście czy to na miłość. A “jeśli będę wyglądać w określony sposób to ktoś wreszcie mnie pokocha”, “gdy wreszcie napiszę ten egzamin, to wtedy wreszcie będę miała spokój i będę szczęśliwa”. Dlaczego tak bardzo chcę o to zabiegać, próbować na to zasłużyć? Na miłość, na szczęście? Dlaczego żeby osiągnąć te stany, musisz spełnić jakieś warunki? Należy ci się miłość bo po prostu jesteś człowiekiem. Należy ci się szczęście, bo zasługujesz na to, żeby być szczęśliwym. Nie musisz być jakiś, nie musisz siebie zmieniać. Jesteś wartościowy taki, jaki jesteś. I nie potrzebujesz żadnych ulepszeń.

Te wszystkie refleksje sprawiają, że zupełnie inaczej zaczynam postrzegać swoje życie. Już nie wiem czy chcę osiągać konkretne kolejne rzeczy, wykonywać kolejne zadania, żeby czuć się spełniona. Nie wiem czego chcę. Nie wiem co chcę robić w życiu. Bo zauważyłam, że tak wiele rzeczy, moich decyzji życiowych, było podyktowanych tym, żeby zasłużyć na miłość, na uznanie, na docenienie, zauważenie. A teraz ja tego nie potrzebuję, bo to wszystko mam. I nie wiem co ja tu robię. Nie wiem co chcę robić. Czuję, że życie wywraca mi się do góry nogami. I jest to w chuj niekomfortowe nie wiedzieć. Bo ja naprawdę nie wiem.

Ale wiecie co wiem? Wiem, że mam czas. Nigdzie mi się nie spieszy. Nie muszę się stresować czy zamartwiać przyszłością. Wszystko będzie dobrze. Teraz, w tym momencie jestem najszczęśliwsza w całym moim życiu. Mimo tego, że niczego konkretnego nie osiągnęłam, niczego konkretnego nie zdobyłam, nie posiadłam. Moje szczęście wiąże się z obecnym stanem emocjonalnym. I to jest wspaniałe.

Ten wpis mógł być bardzo chaotyczny, wiem że był, ale musiałam zrobić “burzę mózgu”. Wyrzucić z siebie te wszystkie przemyślenia. Pamiętaj, że jesteś wartościowy, kochany i ważny taki jaki jesteś! <3333 Do następnego!