Hejeczka, witam was bardzo serdecznie! Dziś nie przychodzę z konkretnym tematem. Mam bardzo dużo myśli w głowie, które nie łączą się ze sobą w jakiś sposób logiczny. To będzie po prostu wysyp informacji z mojej głowy, potrzebuję dziś takiego powiedzmy oczyszczenia. Początkowo chciałam, żeby ten wpis był poświęcony pułapkom samorozwoju, aczkolwiek nie czuję jakiegoś flow żeby dziś pisać o tym cały post. Zobaczymy jak to wyjdzie, ale na pewno również wspomnę o tej kwestii. Tak więc cóż, bez przedłużania, zapraszam do czytania 🙂
Może zacznę od tego co robię obecnie. Jest 11 listopada 2024 rok, godzina 14:46. Siedzę w łóżku z laptopem na kolanach i piszę. Poziom naładowania baterii w moim laptopie nie jest zbyt zadowalający, 5%. Zaraz ruszę się po kabel, ale jeszcze mi się nie chce zmieniać mojej super wygodnej pozycji. Jak mija mi ten dzień i jak się czuję? Rano byłam na spacerze, zjadłam śniadanie, spojrzałam przez chwilę na nowy dział matematyczny “trygonometria” (fantastyczny), a następnie przygotowywałam się dość długi czas do wyjazdu. Jechałam do mojego chłopaka i razem poszliśmy na koncert z okazji dnia 11 listopada. To znaczy no, poszliśmy i na tym się skończyło, bo z powodu braku miejsc nie mogliśmy na nim zostać. Więc to było dla mnie lekkie rozczarowanie dzisiejszego dnia, w moich wyobrażeniach wyglądało to zupełnie inaczej. I nie wiem czy jest to problemem czy nie, że tworzę całą wizję jak to ma wyglądać w mojej głowie. Moją idealną wizję rzeczywistości. Że pójdziemy, zamówimy kawę, wybierzemy stolik w ciepłym i przyjemnym wnętrzu, posłuchamy świetnego koncertu znajomych i pójdziemy do domu. Do tego elementy spaceru, potem pojadę do domu, no i miał to być wymarzony czas.
Taka wizja została utworzona w mojej głowie, i gdy nie doszła do skutku w rzeczywistości, poczułam smutek i rozczarowanie. Bo przecież miało być zupełnie inaczej! Nie planowałam tego, że w ogóle nie posłuchamy tego koncertu, że pójdziemy zamiast tego na spacer, że obetrę sobie stopy od niewygodnych (ale przecież eleganckich!) butów, i że teraz będę siedziała w łóżku ze zdartą skórą i niezbyt przyjemnymi emocjami.
Wydaje mi się, że takie tworzenie sobie idealnej wizji czegoś, jest proszeniem się o uczucie rozczarowania. Bo przecież w 99% przypadków nie będzie idealnie. Z drugiej strony to normalne, że gdy na coś czekamy, wyobrażamy sobie to jako coś wymarzonego i wspaniałego. A mimo tego, że to było tylko (albo aż) wyjście na kawę i na koncert, naprawdę nie mogłam się tego doczekać. No więc nic dziwnego, że afterall, przyszły do mnie takie emocje a nie inne. Zauważyłam też dziś, jak bardzo boję się mówić tego, czego ja tak naprawdę chcę. I to była naprawdę prosta i zwyczajna sytuacja, która jednak świetnie mi to zobrazowała.
Po próbie wejścia na koncert myśleliśmy, co możemy zrobić teraz. Bardzo chciałam po prostu iść do innego miejsca i posiedzieć przy wspaniałej ciepłej kawie, ale zwyczajnie bałam się złożyć takiej propozycji. Dlaczego? Bo bałam się jej odrzucenia, a to przecież mogłoby w jakiś sposób świadczyć o mnie. (Co jest absolutną bzdurą). Tak więc ukazał mi się bardzo ciekawy mechanizm.
Zamiast powiedzieć “Mam ochotę na xyz”, walczyłam przez kilka minut ze swoimi myślami: “Może on nie chce iść na kawę, nie zaproponował tego więc wątpię, że ma chęć”, “może on nie chce wydawać tyle kasy żeby iść do tej kawiarni”, itp itd. Próbowałam wejść komuś do głowy, poznać jego pragnienia i intencje, nawet nie zamieniając słowa. A co mnie powstrzymywało przed powiedzeniem zwykłego “W sumie ja miałabym chęć na pójście do kawiarni, a ty co o tym myślisz?”. W końcu to z siebie wydobyłam, ale było to niesamowicie przepełnione dla mnie lękiem i niepewnością. Bałam się. Bardzo się bałam, że może to jest głupie i nieważne. Znowu, że to jest głupie i nieważne. Kolejne przekonanie o tym, że to co ja mówię i to czego ja chcę, jest mniej ważne od tego, co mówią i chcą inni. A wcale tak nie jest. Tak samo, mogę mówić o tym czego chcę, i nic złego się nie stanie. Można podyskutować na ten temat, pomyśleć co będzie przyjemne dla obu osób. Ale jeśli nie powiesz czego tak naprawdę chcesz, skąd ktoś będzie wiedział? I mam wrażenie, że pracuję nad tymi wszystkimi przekonaniami od tak długiego czasu, a w takiej jednej sytuacji aktywują się one wszystkie. No, i to moja odpowiedzialność sobie z nimi radzić i je kwestionować, to jest absolutnie mój kawałek do przepracowania.
To było bardzo ciekawe do zaobserwowania. Tak samo jak emocje, towarzyszące mi w drodze do domu. Czułam smutek. Również trochę złości. Na co? Wydaje mi się, że na samą siebie. Czułam, że nie dałam z siebie 100% na spotkaniu, przez co druga osoba może pomyśleć, że mi nie zależy, a przecież zależy mi bardzo. Z drugiej strony, czułam złość na właśnie mojego chłopaka, bo w mojej głowie, miał inaczej mnie przywitać, bardziej ucieszyć się na mój widok, itp itd.
I znowu wracam do mojej wizji rzeczywistości wykreowanej przez umysł, w porównaniu z tą rzeczywistością, tutejszą. On dzisiaj był zmęczony. I nie musiał spełniać moich wyobrażeń. Ani dziś ani w ogóle. Jest tylko człowiekiem i nie ma takiego obowiązku. A ja stworzyłam oczekiwania zarówno wobec mnie, niego, jak i całego tego spotkania, co doprowadziło do mojego późniejszego rozczarowania. Bo nagle zaczęłam myśleć, co bym chciała, żeby było inaczej. A bo bym chciała, żeby inaczej mnie przywitał, a bo bym chciała, żeby może otworzył bramę na mój przyjazd, a bo bym oczekiwała miłego komplementu. Ale w sumie, po co ja tego wszystkiego “potrzebuje”? No tak, żeby czuć się kochana. Ale nie zawsze inni są w stanie dać nam to poczucie w takim stopniu, w jakim tego oczekujemy. Bo właśnie ktoś może mieć gorszy dzień, czy być zmęczony. I to jest absolutnie okej. I to ja powinnam być przede wszystkim tą osobą dla siebie, która daje sobie miłość.
Nie chcę tak bardzo uzależniać swojego samopoczucia od drugiej osoby. Bo to wszystko jest refleksją o mnie. O tym, czy ja w wystarczającym stopniu okazuję sobie miłość. I dlaczego doszukuję się dziury w całym, gdy jestem szczęśliwa i czuję się kochana. Wydaje mi się, że często sabotuję i podkopuję własne szczęście z poczucia, że “to mi się nie należy”. Albo “musi być coś nie tak”, gdy czuję się dobrze, bo zazwyczaj było inaczej. Jest to bardzo uwikłane i skomplikowane ale podsumowując, nie chcę nakładać oczekiwań ani na siebie ani na innych. A raczej chcę obserwować rozwój zdarzeń w rzeczywistości, niż odpływać w swojej głowie.
Another reflection of myself. Nie chcę, żeby jakieś moje wyobrażenia i oczekiwania zabierały mi czerpanie przyjemności z tu i teraz. Bo poczułam szczęście. Gdy siedzieliśmy nad rzeką i trzymaliśmy się za ręce, gdy spacerowaliśmy wśród pięknych jesiennych liści. Gdy po prostu byliśmy razem.
I teraz tak siedzę i myślę, co mogę ze sobą zrobić. Co mogę zrobić miłego dla siebie, jak zaopiekować się sobą w ten dzień. Zdecydowanie chciałabym zwolnić. Pozwolić być sobie tu i teraz. Pozwolić sobie na wszystkie emocje, bo w końcu i tak sobie pójdą hehe. Po prostu być. Czułam, że po prostu jestem dziś gdy szłam z moim chłopakiem wśród jesiennych liści. I gdy siedziałam nad rzeką. Czułam się absolutnie wspaniale, bo zakochałam się w tym świecie. Liście były takie piękne, i rzeka, i niebo. I dalej są. I czułam przeogromne szczęście, że mogę tu być. Że mogę patrzeć na naturę, trzymać się za ręce i po prostu być.
Hehe, jak można stwierdzić doświadczam dziś bardzo mieszanych uczuć. Jestem szczęśliwa i smutna, skaczę z radości i siedzę w melancholii. Ale akceptuje ten stan rzeczy, takie już jest życie. I piękne i trudne. Myślę, że posprzątam swój pokój. Narobił tu się niezły bajzel po porannym szukaniu ciuchów (spoiler, i tak skończyłam w tej koszuli i tych spodniach co zawsze XDD). Zrobię sobie i rodzicom kawę z mojej super kawiarki hihi. (to jest kolejna zajawka, którą chce praktykować), porobię zadania z matematyki z super działu trygonometria, spakuję się na jutro do szkoły. A wieczorem wyjdę na spacer, o ile mój zdarty palec mi na to pozwoli ddhdbchdbhbd (durne buty).
Nie mam póki co żadnego audiobooka do słuchania. Myślę, że poszukam jakiegoś, chociaż po odsłuchaniu książki która wywala cię z klapków, ciężko jest znaleźć coś równie interesującego, bo poprzeczka jest już postawiona niesamowicie wysoko. Czuję, że to zdanie jest bardzo nieskładne, ale zostawię je takie, jakie jest. Nieidealne i również wystarczająco dobre. W każdym razie, przesłuchałam ostatnio audiobooka “pomoc domowa”, na aplikacji bookbeat. I oh man, dawno nie przesłuchałam tak wybitnej książki. Bardzo serdecznie polecam.
Z filmów, rozłożył mnie na łopatki film “the lovely bones”. Musiałam stopować go co około 5 minut, faktem jest to, że jestem bardzo wrażliwa na takie tematy ale i tak uważam go za drastyczny i jednocześnie niesamowity. Również polecam z całego serduszka.
Wydaje mi się, że to wszystko co obecnie siedzi mi w głowie. Jutro jestem umówiona z przyjaciółką na kawę, co wprawia mnie w niesamowite podekscytowanie, bo uwielbiam takie spotkania.
Kończąc pisanie tego wpisu czuję spokój. I mogę zabierać się za kolejne fajne activities mojego dnia. Bo emocje przychodzą i odchodzą falami.
I know że ten wpis był bardzo chaotyczny i pewnie trudny do zrozumienia, ale jak mówi tytuł, to czysty brain dump. Dziękuję wam bardzo serdecznie za przeczytanie tego posta, mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku! Do następnego! :3